poniedziałek, 10 czerwca 2013

03. Lustro -" I Remember"

Pairing - Phan (PhilxDan)
Rodzaj - angst/fluff/smut/wszystko na raz
Autor - Sungie
Beta - Nie
Tytuł - 'Lustro'


Ściągnąłem koszulkę przez głowę i odrzuciłem ją gdzieś w kąt. Wiedziałem, że będę tego żałował, bo szukanie swoich rzeczy nigdy nie było moją mocną stroną, tym bardziej w miejscu, gdzie już od tygodnia zbiera się, nazwijmy to, 'sobotnie pranie'. Z cichym westchnieniem podszedłem do lustra. Przeraźliwie blada skóra, kontrastujące z nią kruczoczarne włosy, oraz smutne, niebieskie oczy. Tak, to cały ja. Od poprzedniego dnia niewiele się zmieniłem, prawdę powiedziawszy, to nawet wcale. I tak miało być. Ludzie nie powinni się zbyt szybko zmieniać.
Zdecydowanie.
Ponownie westchnąłem, kątem oka zerkając na moje łóżko. Kiedy się obudziłem, było już puste. Wiedziałem, co to znaczy. Przeczesałem włosy palcami, mentalnie szykując się na to, co mnie zastanie, gdy wyjdę z pokoju...
Powinienem się czuć zmęczony? Przytłoczony? Niepewny? Możliwe. Jednak ja byłem już po prostu przyzwyczajony. Przyzwyczajony do tego, że osoba, którą kocham, to tak naprawdę trzy zupełnie różne osoby. Paradoks? A może choroba? Niezupełnie...


~

Kiedy poznałem Dana, był dokładnie taki sam, jak na swoich filmach; dowcipny, cyniczny i szalony. Dlatego nazwałem go 'Pierwszym Danem', albo w skrócie po prostu 'Pierwszym'. Tak naprawdę, to już wtesy się w nim zakochałem. Nie, nie od pierwszego wejrzenia. Potrzebowałem czasu, by to w końcu do mnie dotarło, a Dan jeszcze więcej. Obserwowałem, jak z dnia na dzień jego śmiech robi się coraz bardziej nerwowy, coraz częściej odwraca wzrok i rumieni się... Tak, rumieni się. Wiem, dla mnie to też był szok.
Rok później byliśmy już szczęśliwą parą, o której nie wiedział nikt z zewnątrz i tak miało już zostać. Czułem się naprawdę szczęśliwy, a jakżeby inaczej. Uwielbiałem patrzeć na jego wiecznie uśmiechniętą twarz. Marzyłem o tym, by tak już było zawsze...
 Po paru miesiącach pojawił się 'Drugi Dan'. Najpierw myślałem, że jest po prostu chory, albo sobie znowu ze mnie żartuje. Od rana do wieczora  nie odstępował mnie na krok, ciągle się do mnie przytulał i zapewniał cienkim głosikiem, że nic mu nie jest. Po paru tygodniach nabrałem podejrzeń. To nie był ten sam Dan. Ktoś chamsko podmienił mi faceta. Oczywiście, to było miłe, ale tęskniłem za jego śmiechem i dowcipem...
Parę dni później wrócił Pierwszy. Kiedy pytałem go o to, co się z nim działo przez ostatni miesiąc, po prostu uśmiechał się do mnie słodko, a ja od razu miękłem. Zapomniałem o całej sprawie na długi czas.
Następnie pojawił się 'Trzeci Dan'. Wiedziałem, że coś jest nie tak od razu, gdy rano otworzyłem oczy. Nie było go koło mnie. Kiedy go zawołałem, nie odezwał się. Ze zmarszczonymi brwiami wstałem i poszedłem do kuchni.
Siedział przy stole z kubkiem mleka w dłoniach. Rzucił mi mordercze spojrzenie, po czym zaczął krzyczeć. To było okropne.
Trzeci miał w zwyczaju mówić wszystko, co mu ślina na język przyniesie. W tamtym momencie jednak zupełnie nie byłem na to przygotowany. Wyzwał mnie od zboczeńców i pedałów. Tak, od pedałów, jakby on sam nim nie był. To bolało. W tamtym momencie znienawidziłem Trzeciego głównie dlatego, że nie rozumiałem tej całej zaistniałej sytuacji.
Dlaczego? Co mu się stało? Jeszcze wczoraj wszystko było w porządku...
Trzeci był zimny, nieufny i zamknięty w sobie. Do wieczora. Wtedy dosłownie w minutę zamieniał się w demona seksu, który całkiem zapomina o tym, że nad ranem najzwyczajniej w świecie się mnie brzydził. Mimo swoich wad, ten Dan miał jednak coś w sobie, co nie pozwoliło mi długo go nienawidzić. Nie chodzi tu tylko o uzależnienie od seksu. Potrzebowałem lat, żeby dotarło do mnie, że granica między Drugim, a Trzecim jest bardzo cienka. Pierwszy natomiast stanowi od nich całkowitą odskocznie...
To był prawdziwy Dan. A przynajmniej taką miałem nadzieję.

~

Ten poranek nie był wyjątkiem. Miałem rację.
Gdy tylko stanąłem w progu kuchni, w moją stronę poleciał pusty kubek. W samą porę zdążyłem się uchylić i spojrzeć na niego z wyrzutem.
- Dan!
- Wynoś się!
Wziąłem głęboki oddech. Działaj jak zawsze, Phil....
- Uspokój się.
- WYNOŚ SIĘ, POWIEDZIAŁEM!
- Dan, nie będę się powtarzał. Nie wyjdę stąd, też tu mieszkam i nie masz prawa mnie wyrzucać. Tym bardziej, że potem tego będziesz żałował.
Zmrużył oczy, patrząc na mnie z czystą nienawiścią. O Boże, dlaczego? Musiałem jakoś wytrzymać do wieczora. Szkoda, że nasza dzisiejsza audycja została odwołana. Być może to dlatego pojawił się rano właśnie Trzeci? Czy to od czegoś zależało?
Nie miałem pojęcia.
- Już żałuję... że dałem się pieprzyć komuś takiemu jak ty. - warknął, jednak na mnie nie zrobiło to już żadnego wrażenia. Okej, słyszałem od Trzeciego już gorsze rzeczy, jasne?
- Przestań pierdolić farmazony, a dam ci ciastko.
- Nie chcę.
- Chcesz.
- Cholera, Phil... - wstał i wyszedł z kuchni tak szybko, że nawet nie zdążyłem wyjąć tego ciastka z szafy. Jak zawsze. Uśmiechnąłem się słabo pod nosem, sprzątając kubek z niedopitym mlekiem z blatu. Dan, dlaczego ty mi tak utrudniasz życie...?

* * *

Modliłem się o Drugiego, zresztą jak zawsze po tak upojnej nocy, jak ta. Znowu miałem rację - około dwudziestej drugiej Trzeci dał po sobie znać, jak bardzo jest napalony. A co ja mogłem zrobić? Jestem w końcu mężczyzną, prawda? Poza tym, Trzeci jest naprawdę dobry w łóżku. Cholernie dobry. Pierwszy i Drugi oczywiście też, ale...
Nie wiem, gdzie on się tego wszystkiego nauczył, naprawdę.
Poza tym, byłem kompletnie wykończony po całym dniu użerania się z nim. Trzeci naprawdę potrafił zaleźć za skórę, a dowodem na to była góra zbitych talerzy i kubków, która stanowiła centralny punkt w naszym salonie.
Tego dnia potrzebowałem oazy spokoju, kogoś, przy kim mógłbym odpocząć i się wyciszyć... Ktoś w górze najwidoczniej wysłuchał moich modlitw, bo gdy tylko otworzyłem rano oczy, poczułem ciasno oplatające mnie w pasie ramiona. Tylko Drugi tak mnie przytulał...
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Phil...? - szepnął, podnosząc na mnie wzrok. Podniosłem dłoń i przeczesałem jego włosy palcami, po chwili zastanowienia całując go w czoło. - Przepraszam za wczoraj...
- Nie szkodzi. - odparłem. I to była prawda.
Bo już się przyzwyczaiłem. Kto inny pewnie by zwariował... Ale nie ja.

Bo kochałem go takim, jaki był naprawdę. We wszystkich trzech aspektach.